wtorek, 24 stycznia 2012

KRAGERO

Gwiazdy na niebie to szczeliny, przez które można zajrzeć wprost do królestwa Bożego..  
Saga o Ludziach Lodu  Margit Sandemo

Edward Munch 1912 "Zima Kragero"
Kragero - nadmorskie miasteczko położone, a właściwie wykute w skale, na południowej riwierze Norwegii. Najbardziej nasłoneczniona miejscowość, kraju, w którym nie ropa, a słońce jest największym luksusem. Jedynie kilku miejscowych milionerów stać na domki w samym centrum miasteczka, z kilkoma metrami trawnika. Przeciętny dom w Kragero stoi na kawałku skały i nie ma ogródka, a te które posiadają w obejściu kawałek miejsca - zamiast trawnika, mają przykładowo dziesięciometrowy głaz lub podobną atrakcję. Nie jest rzadkością dom w skale, nad samą wodą z "garażem" na łódkę, czy jacht, do którego można wejść jedynie, z wody, podpływając łodzią. Latem wielu Norwegów do pracy dopływa, a zimą dochodzi lub dojeżdża po lodzie.





 Z  powodu skalistej powierzchni, w Kragero są niesamowicie wąskie uliczki, a o chodniku nawet nikt nie marzy. Jedyne w miasteczku przedszkole, nie posiada placu zabaw - a przedszkolanki, każdego dnia - bez względu na pogodę, wyjeżdżają z dziećmi na spacer specjalnymi, drewnianymi wózkami. 
W takim wózku mieści się szóstka dzieci.
















Dla neurotycznej natury nie ma nic bardziej pożądanego niż zima w Kragero. Już sama podróż promem daje poczucie przenoszenia się do odległej krainy, w której wolniej płynie czas, a najciemniejsze demony tracą moc, skute lodem...





Norwedzy żyją swoim powolnym,  zimowym rytmem, nie znając pośpiechu, ani zgiełku.
 Ich flegmatyczna natura, jednych irytuje, a innych, do których się zaliczam - zachwyca. Film w zwolnionym tempie, o kolorach szarości, rozświetlonych gdzie nie gdzie ciepłem lampy, która w norweskim oknie jest obowiązkowa i zawsze piękna. Nie trzeba tryskać energią, sypać dowcipami, jak z rękawa, ani nawet być specjalnie miłym, czy koniecznie sympatycznym. Za to na pewno można, bez skrępowania, być sobą, bez względu na to, jak esktremalnie  dziwną naturą zostało się obdarzonym. Przede wszystkim nikt nachalnie nie pyta:  - Co u ciebie? A jak zapyta - to nie ma obowiązku z plastikowym uśmiechem odpowiadać  -  "I'm fine !!!". 
Nie wiadomo skąd przychodzące zadumanie, podobnie, jak każda tęsknota, znajduje ujście w nostalgicznym zrozumieniu, przypieczętowanym głębokim westchnięciem - "Oh sa". Tak sobie się stoi albo siedzi i nic nie mówi.


 Nad samym brzegiem zatoki znajduje się centrum z galeriami, antykwariatami pełnymi przedmiotów niemniej fantastycznymi,  niż w Sadze Ludzi Lodu,  sklepikami, o drewnianych witrynach - a w nich szeroko uśmiechnięte ekspedientki, w nieskazitelnie białych, idealnie wyprasowanych bluzkach. Przepiękne ubiory i inne przedmioty codziennego użytku - jednak nie wiem, kto je kupuje - może cudzoziemcy? Norwedzy, których spotkałam noszą powyciągane  stare swetry, powycierane spodnie i wielkie ciepłe buciory, które zaraz po wejściu do domu, wkłada się na specjalną suszarkę. Domów nigdy nie zamyka się na klucz, chyba, że wyjeżdża się na dłużej.



Bez kawiarenki nie ma miasteczka. Kawiarnie w Kragero kuszą, jak wszystkie domy w Norwegii, ciepło oświetlonym oknem. W każdej z nich są wielkie koce, którymi można się owinąć po ściągnięciu przemokniętych portek i butów. Po czym siedzi się trzy, cztery godziny rozmawiając z kelnerką, a właściwie mrucząc raz po raz, coś od niechcenia, pijąc kawę lub herbatę z ogromnego kubka.
Zwykle się czyta lub serfuje korzystając z niewyobrażalnie szybkiego i wszędzie dostępnego internetu.
No i oczywiście knajpa,dla niektórych speluna - w sumie niczym nie różniąca się od przeciętnego, polskiego, studenckiego baru. Może jedynie wystrojem charakterystycznym dla morskich kurortów - gdzieś tam jakaś lina zwisa z sufitu, ze ściany straszy okazała paszcza egzotycznej ryby. Oczywiście  opowieści emerytowanych wilków morskich i pijane już przed południem, podstarzałe kobiety, snujące szorstkim, monotonnym głosem, dla siebie tylko zrozumiałe historie złamanego życia. Ich obecność nikogo tu nie dziwi, tak jak w Polsce, gdzie słabość kobiety do alkoholu, zdradza jedynie dramat wyryty na twarzy i nerwowość ruchów.


Kragero



 W oddali Skagerak - akwen łączący Bałtyk z Morzem Północnym.

9 komentarzy:

  1. Wiem, za czym tak bardzo tęsknię.Za luksusami zrozumienia, spokoju, ciszy ale przede wszystkim za miejscami, które Kaju pokazujesz.Są przecudnej urody i choć nigdy? tam nie byłam-tęsknię doń jakby były znajome i bliskie. A może to tylko Munch tak na mnie działa...Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, własnie dowiedziałem się, że nic nie wiem o Norwegii, znam tylko troszkę muzyki stamtąd, np, Jana Garbarka, albo Bente Kahan, czy Mari Boine :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo człowiek uczy się całe życie, a czasem to mu nawet kopara z zachwytu (bądź zdziwienia) opada i dla takich chwil warto żyć. Dobrochna kochanaś.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdyby nie to zimno... nie ciągną mnie ciepłe kraje,ciągną mnie tamte na północy, ale to zimno..Przepiękna okolica, przepiękne zdjęcia. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytasz Sagę o Ludziach Lodu? Życzę wytrwałości ; ) Ja czytam na przemian z innymi książkami oczywiście i jestem przy 20 tomie dopiero ; )

    OdpowiedzUsuń
  6. Widziałam Kragero latem , teraz jadę na ferie zimowe mam nadzięję ,że będzie tak samo zajefajnie.W tym maleńkim miasteczku tryskającym stoickim spokojem można naprawdę odpocząć i się wyciszyć- chociaż czasami ten ich flegmatyzm może denerwować.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja jadę tam jutro :)))) Uwielbiam to miejsce zimą kiedy jest tam tak biało, cicho i spokojnie ale Lato....słońce, łódki, centrum tętniące życiem ....ach... już nie mogę się doczekać

    OdpowiedzUsuń